poniedziałek, 21 stycznia 2013

Coraz mniej płaczu ...

Gu chodzi do żłobka. Początki były dość trudne. Przez pierwszy tydzień codziennie płakała. W domu była aż ochrypnięta, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. To trudne dla matki zostawić dziecko, które płacze. W piątek było już jednak znacznie lepiej. Kiedy przyszłam po nią co prawda nieco płakała ale to dlatego, że mnie zobaczyła i chciała, żebym ją wzięła. Pani powiedziała mi, że Gu chętnie bawiła się już dziećmi i  nawet sama się sobą zajmowała. SUKCES!

Teraz znacznie spokojniej będę się czuła w pracy. Mam nadzieję, że tak będzie przez dłuższy czas.

Jak długo wasze dzieci przyzwyczajały się do żłobka czy przedszkola? Czy też tak to przeżywałyście?

piątek, 18 stycznia 2013

HEEL Viburcol bez recepty!

Kiedy Gu  miała kolkę dowiedziałam się o czopkach homeopatycznych Viburcol. Niestety okazało się, że kiedyś można było je kupić bez recepty a teraz nie. Jak byłam z nią w szpitalu podawali je dziewczynce, z którą leżałam na sali. Pomogły. Lekarza zalecał ich podawanie w stanach niepokoju dziecka. No ale trzeba było iść po receptę. Przeszukałam wtedy internet i znalazłam w jednej aptece te czopki bez recepty. Początkowo myślałam, że to podpucha i nie przyjdą do mnie wcale bo w aptece nie ma ich już na stanie a oni nie zaktualizowali strony. No ale zaskoczenie przyszły!

Apteka nazywa się Venafarm. W tej chwili (18 stycznia godzina 10:30) sprawdzałam i są dostępne :)

Biegunka u dzieci - Hipp ORS 200


Gu dostała bardzo silnej biegunki z krwią po antybiotyku, który podrażnił jelitka (już dwa tygodnie po tym, jak ustała a nadal nie jest w stanie jeść normalnego mleka i jesteśmy na Humanie z MCT). Po ORS 200 biegunka ustąpiła dosłownie po paru godzinach! Preparat podawałam jeszcze 3 dni. Nie jest niestety dobry w smaku i maluch może go pić niechętnie. Ja na początku podawałam go małej na siłę strzykawką (od leku przeciwgorączkowego) ale później się przemogła. Jest słony ale na prawdę skuteczny. Gdyby nie ORS 200 Gu i ja znów wylądowałybyśmy w szpitalu. Warto zatem mieć go w swojej apteczce.

Ponieważ ostatnio choroby nas nie oszczędzają miałam okazję wypróbować kilka preparatów dostępnych w aptece na różne przypadłości. Odkryciem miesiąca jest dla mnie Hipp ORS 200. Trudno znaleźć coś, co można podać niemowlakowi na biegunkę. Szukałam najpierw w Internecie (od razu uprzedzę pytanie, tak byłam u lekarza ale zbagatelizował problem) i tam natrafiłam na preparat ORS 200. Sama idea stara jak świat. Moja teściowa mówiła mi, że kiedy mój mąż dostał krwistej biegunki to lekarz zalecił ugotować marchwiankę ("zupa" z marchwi) i podawać ją mu kiedy chce i ile chce. ORS 200 jest kleikiem ryżowym z marchwią i elektrolitami. To tak naprawdę preparat nawadniający. Nie liczyłam na to, że będzie to jakiś spektakularny specyfik ale efekt przeszedł moje oczekiwania. 


czwartek, 17 stycznia 2013

Dylematy ...

Gu poszła do żłobka i powiem szczerze, że jest ciężko.  Plan był taki, aby ją powoli przyzwyczajać do tego miejsca. Wzięłam sobie 2 dni wolnego. Pierwszego dnia spędziła tam trzy godzinki. Drugiego dnia 4,5. Trzeciego poszła już na prawie 8 godzin. Później pojawiła się choroba i w związku z tym tydzień nieplanowanej przerwy. Po tygodniu spędzonym z rodzicami znów powrót do żłobka. No i niestety Gu nie rozumie naszych dobrych intencji. Codziennie odbieram ją zapłakaną. Niesamowicie cieszy się kiedy tylko nas zobaczy. Potem przez cały wieczór jest uradowana. To oczywiście jak najbardziej na plus ale serce mi się kraje, kiedy muszę ją zostawiać w żłobku choć wiem, że krzywda jej się tam nie dzieje. Ah takie czasy.

Pocieszam się tym, że jak się przyzwyczai, to na pewno będzie jej się tam podobać. Gu wykazuje coraz większe zainteresowanie dziećmi. Myślę, że chętnie będzie się z nimi bawiła. Poza tym w żłobku, który wybraliśmy ma do dyspozycji mnóstwo ciekawych sprzętów i zabawek. Lubi np. huśtawkę ale też inne zabawki. Miejmy nadzieję, że okres klimatyzacji będzie jak najszybciej za nami. Trzymajcie kciuki! 

Czy wy też tak fatalnie czujecie się, kiedy odwozicie swoje maluchy do żłobka?

środa, 16 stycznia 2013

Ratunku! moje dziecko ma biegunkę.

Choroba dziecka jest zawsze niesamowicie trudnym momentem w życiu rodzica. Nikt nie chce patrzeć na to, jak jego dziecko cierpli. Oddalibyśmy wszystko, aby mu pomóc i wydalibyśmy każde pieniądze za kilka minut ulgi. Doskonale to rozumiem bo Gu choć przeżyła dopiero 7 miesięcy to na swoim koncie ma już kilka chorób. Gu jak choruje to już na całego. Niektóre dzieci mają katar, czasem kaszlą, boli je gardło. Gu jest zdrowa a jak już ją "coś" zaatakuje to od razu 40 stopni gorączki, fontanna z nosa, rozpalone gardło i biegunka. 

Jak pomyślę o biegunce to od razu mi słabo :) Pierwszy raz borykaliśmy się z nią, kiedy Gu miała 6 tygodni. To był straszny czas. Biegunka z krwią. Tydzień czasu w szpitalu na "niezwykle wygodnym" łóżku polowym, na którym spałam ja i Gu chociaż jej teoretycznie nie było wolno tam spać. Okropny czas. Gu złapała wtedy jakąś infekcję bakteryjną lub wirusową bo badania wykazały podwyższone CRP. Na szczęście po tygodniu przeszło.

Kolejna biegunka pojawiła się, kiedy Gu miała już skończone 7 miesięcy. Zaczęło się niepozornie bo od kataru. Dopiero co wróciłam do pracy a Gu trzy razy była w żłobku i od razu choroba. Byłam zła na tą sytuację. Wzięłam sobie jeden dzień wolnego, jeden dzień wziął sobie mój mąż i poprosiłam mamę o to, aby również zrobiła sobie dzień wolnego od pracy. W czwartek Gu miała iść do żłobka. We wtorek czuła się całkiem dobrze. Pozwoliliśmy sobie nawet na to, aby zabrać ją pod wieczór na małe zakupy spożywcze. Niestety, kiedy nadszedł czas wieczornej kąpieli dobre humory nas opuściły. 

Mąż jak zawsze przygotował wodę. Ja rozebrałam Gu i włożyłam ją do wanny. Po chwili zobaczyłam, że mała się trzęsie i ma sine usta. Myślałam, że ma za zimną wodę. Dolaliśmy więc ciepłej. Kiedy ją wyciągnęłam z wanny zrobiła się cała sina i to skłoniło mnie do zmierzenia jej gorączki. 37,5 stopnia czyli bez tragedii. Dostała syropek (zapobiegawczo) i do spania. Co chwile wstawałam w nocy i mierzyłam gorączkę. Ta stale rosła. Nad ranem było już 39,4. Podałam syrop przeciw gorączce ale nie pomógł. Gu prawie nie spała. Ciągle popłakiwała. Pół nocy spałam na siedząco z nią na rękach. Jakby tego było mało zrobiła 2 kupy. Niby nic niepokojącego ale Gu robi kupy raz na dwa, trzy dni. Rano pojechaliśmy do lekarza. 

Lekarka orzekła zaczerwienione gardło więc ZAPOBIEGAWCZO podała małej antybiotyk. Temat kup zbagatelizowała (w końcu to tylko dwie więc o co mi chodzi?!). Wykupiłam leki i zawiozłam małą do mamy a sama poszłam do pracy. Nigdy nie miałam chyba jeszcze takich wyrzutów sumienia jak wtedy. Zostawiłam ją samą jak była taka chora no ale cóż musiałam .... Mała cały dzień nic nie jadła i nie piła. Co więcej kup było co raz więcej. Kiedy pojechałam po nią po pracy pojawiła się już biegunka z krwią. Kupiłam w aptece ORS 200. Na siłę strzykawką podałam jej pół buteleczki i odstawiłam antybiotyk. Na ulotce jasno pisało, że POWODUJE BIEGUNKĘ. Jak można dziecku, które ma biegunkę podać antybiotyk, który ją wywołuje? Może ja się nie znam, nie studiowałam medycyny, ale wydaje mi się, że w takim przypadku wchodzi w grę tylko dożylne podanie antybiotyku. Gu strasznie się męczyła. Byłam już spakowana do szpitala. Podawałam jej picie na siłę. Na szczęście po jakimś czasie sama zaczęła pić (po około 2 godz). ORS 200 zadziałał i w nocy nie mieliśmy żadnej kupy. Rano była jedna ale już bez krwi. 

Kolejna wizyta u lekarza i tym razem okazało się, że dziecko nie kwalifikuje się do antybiotyku zatem na gardło Gu dostała syrop i mleczko na biegunkę - 1 opakowanie Humana z MCT. Jako, że mleko miało 350 gram skończyło się po dwóch dniach. Biegunka ustała więc podaliśmy Gu normalne mleko. Niestety znów powróciła biegunka i krew. Był weekend więc trzeba było jechać na pogotowie po receptę na Humanę a następnie szukać apteki z dyżurem, w której mleko to jest dostępne (wbrew pozorom wcale nie jest to łatwe - obdzwoniłam wszystkie w regionie i znalazłam ten produkt tylko w JEDNEJ!). W poniedziałek była kolejna wizyta u lekarza i tym razem zalecenie stosowania tego mleka przez co najmniej trzy, cztery tygodnie. Pani doktor miała zapisać 4 opakowania mleka ale zapisała tylko 1. Skutkiem tego trzeba było za 3 zapłacić pełną kwotę. Na szczęście farmaceutka sprzedała nam to mleko w ilości, w jakiej mąż chciał pomimo recepty tylko na 1 opakowanie. Ah... 

Konkluzja tego wpisu jest jedna: JUŻ NIGDY NIE ZAUFAM LEKARZOWI! Gdyby nie ten antybiotyk Gu już po jednym dniu byłaby zdrowa. Tymczasem mała męczyła się przez tak długi czas. Ah :(

Czy was to też tak denerwuje?

Kupuję Gu ubranka w popularnych sklepach sieciowych. Nie są one najtańsze, przeważnie zaraz po zakupie wyglądają rewelacyjnie. Niestety już po pierwszym praniu tracą na tej atrakcyjności. Po kolejnych jest jeszcze gorzej aż tu po 3-4 mogę sobie je wykorzystać jako ścierki do podłogi. Body z Cool Club po kilku praniach ma takich dekolt, że się boje, że dziecko zaraz przez niego wyjdzie z tego ubranka. Jest tak porozciągane, że spada z ramion. Świetna jakość jak za takie pieniądze :) 

Już jakiś czas temu przestałam kupować kaftaniki bo po drugim praniu były 3 razy szersze jak dłuższe. Sam materiał też nie wyglądał zbyt dobrze. Strasznie mnie to irytuje bo ubrania dla dzieci są naprawdę drogie i nie kupuję ich na targu ale w sklepach, które reklamują się jako "markowe". Ostatnio Gu dostała od dziadków śliczne body też ze Smyka, które kosztowało 25 zł. Za tyle można z powodzeniem kupić damską koszulkę a tutaj tego materiału jest znacznie mniej. Body wyglądało świetnie do drugiego prania. Po nim cekinki odpadły, a sam materiał wygląda jakby miał ze 100 lat. Już lepiej wyglądają bodziaki z Tesco, które upolowałam na promocji po 5 zł za sztukę. Ah...

Czy was też to tak denerwuje? Ile trzeba dać za dziecięce ubranka, żeby wyglądały dobrze?

Skuteczne sposoby na kolkę niemowlęcą - czy one na prawdę istnieją?

Mówi się, że na kolkę cierpią głównie chłopcy. Nie wiem czemu, ale wśród moich znajomych dotyka ona same dziewczynki :) Nas niestety kolka również nie ominęła. Na szczęście Gu ma już ponad 7 miesięcy więc  mamy ją za sobą. 

To naprawdę trudny czas dla każdego rodzica. Tym bardziej, że kolka "atakuje" nas  wtedy, gdy nie zdążymy się jeszcze oswoić z nową sytuacją, jaką niewątpliwie są narodziny nowego członka rodziny. Pamiętam jaka byłam wtedy rozbita.Wypróbowałam chyba wszystkie dostępne na rynku metody walki z nią. Podzielę się z wami swoimi opiniami na ich temat.

Gu miała nietypową kolkę - brzuszek bolał ją cały dzień i całą noc. Szczególnie dokuczliwe było to wówczas, jak spała. Budziła się z płaczem co kilka minut. Jeszcze teraz jak sobie to przypomnę mam ciarki na plecach. Walczyliśmy z nią przez około 2-3 miesiące. Gdzieś przeczytałam kiedyś, że kolka trwa dopóty dopóki matka nie wypróbuje wszelkich dostępnych medykamentów. U nas powiedzenie to naprawdę się sprawdziło.

Naturalne metody walki z kolką, które wypróbowaliśmy:
  • koperek, wszelkiego rodzaju herbatki koperkowe, ziołowe itp. - u nas nie zdały egzaminu. Nie zauważyłam żadnej różnicy. 
  • Masaże, częste leżenie na brzuszku - myślę, że może to dziecku przynosić ulgę ale niestety też nie zauważyłam, aby mojemu malcowi się po tym poprawiło. 
  • Sok z marchwi - przeczytałam, że kropelka lub dwie soku z marchwi mogą uśmierzyć dolegliwości. Sok z marchwi wchłania gazy i w związku z tym przynosi dziecku ulgę. Choć podanie jej kilku tygodniowemu malcowi może być dla niektórych dziwne, to my spróbowaliśmy. Małej nic nie było ale poprawy też nie zauważyłam. 
  • Termofor - u nas nie przynosił ulgi choć wiele osób mówiło mi, że pomaga. Za to Gu rewelacyjnie przynosiła ulgę suszarka. Suszenie jej brzuszka ciepłym powietrzem z jednej strony odprężało ją a z drugiej dźwięk suszarki usypiał ją. 
Medykamenty dostępne w aptece lub nie dostępne:
  • "cudowne" kropelki z Niemiec - opowiadało mi o nich wiele osób. Osobiście tych akurat nie wypróbowałam ale nie wierzę w ich skuteczność. Na polskim rynku dostępne są inne środki oparte na tym samym składzie np. Espumissan dla niemowląt, Infacol czy Bobotic. Z tym, że ich skład jest słabszy. Oba środki oparte są na Simetikonie. Sab Simplex zawierają go więcej niż Espumissan ale porównywalnie z polskim Bobotic. Dawkowanie jednego i drugiego jest jednak inne. Sab Simplex podaje się w ilości 15 kropel do każdego karmienia. Nie pamiętam dawkowania kropli Bobotic ale jest kilka razy mniejsze. W internecie można znaleźć informacje na temat jeszcze innych "cudownych" kropli dostępnych tylko w Czechach, Francji itp. Tak naprawdę jednak wszystkie oparte są na tej samej substancji czynnej więc działają w taki sam  sposób. Jeśli ktoś chce wypróbować działanie Sab Simplex polecam podanie dziecku Bobotic w ilości, w jakiej podaje się Sab Simplex. Jeśli to nie pomoże, to Sab Simplex również. U nas wszelkiego rodzaju krople nie zdały egzaminu. 
  • Esputicon (Dimethicone) - kropelki podobne do tych wyżej ale oparte na innej substancji czynnej. Początkowo pomagały ale szybko przestały niestety.
  • Mleko o obniżonej zawartości laktozy - ponieważ nasz maluch miał ewidentnie problem z trawieniem laktozy (odkryliśmy to po jakimś czasie) podawaliśmy mu mleko o obniżonej zawartości laktozy (np. Bebilon Comfort lub Hipp Comfort). W naszym przypadku to również nie zdało egzaminu. Gu nie toleruje tego rodzaju mleka. Było po nim jeszcze gorzej. 
  • Delicol - to był u nas strzał w dziesiątkę. Delicol to krople zawierające enzym laktazy trawiący laktozę. U nas dodawane do każdego karmienia zmniejszyły dolegliwości chociaż nie usunęły ich całkowicie. Kupując je trzeba jednak uważać. Kosztują od 22 do 50 zł w zależności od apteki. U nas najtańsze były w aptece Niezapominajka. Swoją drogą polecam tą aptekę bo wiele medykamentów można tam kupić dużo taniej niż w innych :) Apteka znajduje się w centrum Dąbrowy Górniczej ale ma też swoje filie w innych miastach np. Krakowie. 
  • Biogaja -  kropelki probiotyczne. Początkowo wydawało mi się, że pomagają ale tak na prawdę chyba nie bardzo. Drogie masakrycznie. Tak naprawdę myślę, że każdy probiotyk przyniósłby takie same efekty choć warto wypróbować w akcie desperacji bo słyszałam od niektórych dziewczyn, że pomagają.
  • Debridat - mocny medykament. Wiele matek to w nim upatruje ratunku. U nas podawany przez trzy tygodnie nic nie wskórał więc go odstawiliśmy.
Butelki

Na ten temat pisałam już w innym poście. Wypróbowałam różne i śmiem twierdzić, że butelka nie ma nic wspólnego z kolką. Przynajmniej u nas nie miała. Polecam się jednak zaopatrzyć w taką, która ma smoczek z jakimkolwiek systemem odpowietrzającym. Łatwiej maluchowi ssać i tym samym szybciej może się najeść.  A z drugiej strony nie połyka powietrza.

Każda kolka jest inna... 

Tak naprawdę chyba każda kolka jest inna, tak jak każde dziecko jest inne. Przeczytałam gdzieś, że kolka nie zawsze ma związek z dolegliwościami bólowymi brzuszka. Czasem jest spowodowana niedojrzałością układu nerwowego. Synek mojej kuzynki tak właśnie miał. Każdą wizytę gości albo wyjście do sklepu "odchorowywał" płaczem i kolką.

Na pewno warto wypróbować sposoby na kolkę ale nie dajmy się zwariować. Niestety trzeba liczyć się się z tym, że kolkę będzie trzeba przeczekać choć matce jest to ciężko przyjąć do wiadomości. Oddałabym wszystko, żeby pomóc swojemu dziecku ale smutna prawda jest taka, że niestety nie zawsze można :(

wtorek, 15 stycznia 2013

Najlepsza buetlka do karmienia

Karmienie jest nieodzownym elementem opieki nad dzieckiem. Nie zawsze możemy (lub chcemy) karmić dziecko piersią. W takim przypadku z pomocą przychodzą nam mleka modyfikowane. Abstrahując od tego co jest dla dziecka lepsze i od tego w jaki sposób karmimy naszą pociechę zawsze warto mieć pod ręką dobrą butelkę. No właśnie DOBRĄ! 

Zanim urodziło się moje dziecko dużo naczytałam się o kolkach, butelkach antykolkowych itp. Przeczytałam setki opinii. Spędziłam kilka godzin na forach czytając opisy różnych butelek i co ? No właśnie z perspektywy czasu wiem, że niepotrzebnie.

Pierwszą butelką jaką kupiłam była butelka antykolkowa Dr Browns. Nie mogę powiedzieć, żeby były to pieniądze wydane na marne. Pomimo korzystania z tego "cudownego" narzędzia moje dziecko nadal miało kolki ale sama butelka jest dość trwała, wykonana z dobrej jakości materiałów i poręczna. Smoczek jest delikatny i dziecko chętnie z niego piło mleczko. Minus to mycie. Za każdym razem trzeba myć również rurkę odpowietrzającą. Jeśli źle ją włożymy (np. spiesząc się w trakcie przygotowywania posiłku wrzeszczącemu w niebogłosy malcowi) to mamy również gwarantowany wyciek. Skutkiem tego całe dziecko będzie do przebrania.

Kiedy butelka Dr Browns nie zdała egzaminu (nie zwalczyła kolki) w desperacji wysłałam męża do sklepu po butelkę Lovi medical +. Niestety nie udało się jej kupić więc w zamian kupił Tommee Tippee. Dwie małe i bardzo poręczne buteleczki, które były i nadal są jednymi z moich najbardziej ulubionych. Posiadają zaworek odpowietrzający, który sprawia, że dziecko może bez problemu ssać (smoczek nie zasysa się). Buteleczki są bardzo zgrabne, dobrze się je trzyma i co ważne świetnie myje :) Jakość wykonania również dobra. Miałam jedną z nadrukowaną skalą i dwie ze skalą tylko wyżłobioną. Zdecydowanie te z nadrukiem wygodniej się obsługuje na początku, gdy precyzyjnie odmierzamy mleko i ilość wody przy każdym karmieniu. Później już przestaje to być aż tak ważne. Podsumowując butelki Tommee Tippee jak najbardziej na plus :)

Kolejną testowaną butelką była butelka Baby Ono. Produkt z niższej półki, który zachwycił mnie ładnym wyglądem. Po kilku tygodniach jej użytkowania mogę stwierdzić, że butelka jest jak najbardziej funkcjonalna ale niestety nadruk zmył się już po kilku użyciach. W związku z tym nigdy nie wiem ile mleka dziecko tak naprawdę wypija. Używam jej teraz do picia. Za to smoczek moim zdaniem rewelacja. Również się nie zasysa i dobrze spełnia swoją rolę. Wygodny dla dziecka (moje dziecko nie z każdego smoczka chce ssać) a do tego tani!

Miałam więc trzy butelki i każda miała jakiś system odpowietrzający, który dobrze spełniał swoją rolę więc stwierdziłam, że każda butelka powinna zdać egzamin. Dziecko wyrosło już wtedy z kolek więc kupiłam Lovi antycolic. I to była moja największa porażka. Dynamiczny smoczek jest najgorszym smoczkiem, jaki testowałam i do tego przyszło mi za niego słono zapłacić. Cały zestaw butelka i smoczek kosztowały mnie około 40 zł (dwa razy tyle co Baby Ono). Smoczek zasysa się więc dziecko denerwuje się, że nie może efektywnie jeść lub pić. Nie nawidziłam go szczególnie w nocy. Dźwięk dopływającego do butelki powietrza zawsze budził malca. Koszmar. Jakość materiałów jest zadowalająca, podziałka nie zmyła się pomimo wielokrotnego gotowania i szorowania ale ta butelka jest u mnie używana tylko ze smoczkiem Baby Ono.
Oprócz wymienionych wyżej miałam jeszcze okazję przetestować dwie butelki: butelka z Rossmana (kosztowała około 7 zł) i Canpola (koszt ok. 10 zł ze smoczkiem). Obie nadal są u mnie w użyciu. Pierwszej musiałam tylko wymienić smoczek na BabyOno ponieważ kształt tego oryginalnego był przez moje dziecko nie do zaakceptowania. W drugiej smoczek się zasysa co prawda ale jak się ją lekko zakręci to nie ma tragedii. Plus za to, że na obu nadruk jest trwały :)




To by było na tyle moich doświadczeń butelkowych. Jeśli macie swoje chętnie poczytam o nich w komentarzach :) Ponieważ ciągle kupujemy nowe butelki bo nasz maluszek z racji tego, że oboje z mężem pracujemy często zostaje u dziadków lub w żłobku potrzebujemy sporego asortymentu butelkowego :)